– Coś zaprząta twój umysł.
Celeborn wyszedł z cienia, podchodząc powoli w jej kierunku. Miał zmartwienie w oczach, mimo iż jego wyraz twarzy pozostawał niezmienny. Garadiela zamknęła oczy i przez chwilę panowała między nimi niczym niezmącona cisza.
– Dawne duchy upominają się o poświęcenie na które nie jesteśmy przygotowani. – Otworzyła oczy i odwróciła się w kierunku słońca. – Lómë oraz Aurë złożyli przed wiekami obietnicę swego powrotu.
– Czy znaki, które otrzymaliśmy oznaczają ich ponowne przybycie?
– Miejmy nadzieję iż tym razem okażą się dla nas łaskawi i sprawiedliwi.
– Nie rozumiem znaczenia twych słów. Insynuujesz iż w naszym domu tli się zdrada?
Fariia, dowódca straży królewskiej, klęczał przed tronem z dłonią przy piersi. Jego jasne włosy kontrastowały z ciemną zbroją. Na prawym policzku posiadał wzory w ciemno turkusowym kolorze, które wiły się niczym rośliny.
– Niestety tak moja pani. Podejrzewam iż celem ich ataku może paść księżniczka Alaya.
Wspomniana była kilka metrów nad nimi na jednym z kamiennych balkonów i bacznie obserwowała i słuchała rozmowy swojej siostry. Jej ciemnoczekoladowe oczy zalśniły czerwienią. Złapała jedno z pnącz i zjechała na dół, lądując przed Fariiem.
– Czy możesz potwierdzić swe przypuszczenia? – zapytała bez zająknięcia jednak ton jej głosu wskazywał na to iż ledwo trzyma swe nerwy na wodzy.
Spojrzał na księżniczkę i zacisnął wargi. Alaya Cai'ho była piękną kobietą, ale także śmiercionośną. Sama wybiła tysięczną batalię orków w niecałe cztery godziny. A teraz spoglądała na niego jak na swą kolejną ofiarę.
– Niestety tak, pani.
Navara złapała się za nasadę nosa i westchnęła ciężko. W najśmielszych snach nie sądziła, że ktoś dopuści się zdrady.
– Więc długo zdrajca nie pożyje – szepnęła cicho Alaya, rozpływając się w szarej mgle.